202402.05
0

Czym jest „podatek od deszczu” ?

Chodzi literalnie o „opłatę za usługi wodne”, co wynika z art. 269 ust. 1 pkt 1 ustawy – Prawo wodne. W naszym systemie prawnym funkcjonuje jednak wiele tego typu „opłat”, które de facto są podatkami. Czasem potocznie są nazywane „parapodatkami”. Czy takie porównania są trafne? Dlaczego zatem ustawodawca w tekście ustawy (język prawny) używa określenia „opłata” dla „czegoś” co powinno być/jest de facto „podatkiem”? Na czym polega zatem ten „trik”? Odpowiedzi nie znajdziemy wprost w Ordynacji podatkowej, ale zapewne na wykładzie z teorii prawa podatkowego już tak. W skrócie można przyjąć, że opłata jest „za coś”. Podatek tymczasem w teorii prawa podatkowego – nie wykazuje już takiego powiązania. Tutaj zatem brak jest elementu ekwiwalentności ze strony podmiotu uprawnionego do opłaty.

To wszystko należy oczywiście połączyć, niestety, jeszcze z polityką. Wyborcy źle bowiem odnotują wprowadzenie nowego „podatku”, ale „opłata” to już brzmi akceptowalnie. Tym bardziej, że przecież można na końcu danej regulacji wprowadzić niepozorne odniesienie do Ordynacji podatkowej, jak to właśnie uczyniono dla „opłaty z usługi wodne”. Z art. 300 ust. 1 Prawa wodnego wynika, że do ponoszenia opłat za usługi wodne stosuje się odpowiednio przepisy działu III ustawy Ordynacja podatkowa, z tym że uprawnienia organów podatkowych przysługują Wodom Polskim, właściwym organom IOŚ oraz gminom.

I w ten oto sposób, nieco tylnymi drzwiami wprowadzono do systemu kolejny podatek. Potocznie funkcjonuje on w języku jako „podatek od deszczu”, „podatek od zabetonowania” lub „podatek od retencji”.

Od kiedy zatem powinno się płacić „podatek od zabetonowania”

Po raz pierwszy należało złożyć stosowne oświadczenie kwartalne, które de facto jest tym samym, co „deklaracja podatkowa” na gruncie Ordynacji podatkowej, wójtowi/burmistrzowi, prezydentowi miasta za III kwartał 2018r. Wzór tego oświadczenia dostępny jest w BIP na stronie podmiotowej Wód Polskich. Jak wynika z przepisów organ ten w odpowiedzi na otrzymane oświadczenie doręcza „podatnikowi” informację, w której będzie ustalony „podatek od zabetonowania”. Albo się zgadzamy i płacimy w terminie 14 dni, albo …

Dziwna procedura to gwarantowane turbulencje interpretacyjne

… albo składamy reklamacje. Tak, tutaj nie ma mowy o pomyłce! W błędzie jest ten kto myśli, że nagle autor przełączył się na tory Kodeksu cywilnego lub jednej z ustaw konsumenckich. Takie poplątanie instytucji znanych prawu prywatnemu z procedurą podatkową zafundował nam nie kto inny, jak ustawodawca. Myślę, że to przysporzy jeszcze wielu trudności interpretacyjnych niejednemu dyrektorowi finansowemu lub osobie odpowiedzialnej za rozliczenie tej opłaty. Podatek-opłatę uiszczamy zatem na podstawie otrzymanej „informacji”. Jeśli nie zapłacimy to … organ określi nam wysokość tej opłaty w drodze decyzji. Decyzję taką możemy oczywiście zaskarżyć w administracyjnym toku postępowania, ale to nie wszystko, bo … art. 273 ust. 1 Prawa wodnego daje nam jeszcze możliwość wniesienia reklamacji, którą organ rozpatruje w terminie 14 dni. Wskutek rozpoznania tej reklamacji organ może wydać nową „informację” z poprawnie wyliczoną opłatą lub – w razie nie uznania reklamacji – określa wysokość opłaty w drodze decyzji. Na tę decyzję mamy prawo wnieść skargę do sądu administracyjnego.

Osobiście wróżę tej regulacji spektakularną karierę. No bo przykładowo od kiedy i jak liczyć rozpoczęcie biegu terminu przedawnienia? Tym bardziej, że opłaty te wcale nie są takie małe, a obowiązek złożenia pierwszego oświadczenia (czyli de facto deklaracji w rozumieniu Ordynacji podatkowej i Kodeksu karnego skarbowego) upłynął 30.10.2018.

Szczęście w nieszczęściu

Póki co podmioty zobowiązane do zapłaty tego podatku (i wcale nie są to tylko przedsiębiorcy) albo nie są świadome odpowiedzialności „jak za zaległe podatki” (Ordynacja podatkowa i KKS) albo też nie wiedzą, że taka regulacja jak art. 269 Prawa wodnego – obowiązuje już od ponad 4 lat.

Z czego to wynika? Moim zdaniem to wynika głównie z nieszczęśliwego kształtu regulacji samej ustawy i dążenia do centralizacji władzy, czemu towarzyszyła chęć maksymalnego ograniczenia wpływów do budżetów lokalnych. Z jednej bowiem strony wszelkie obowiązki związane z wymiarem podatku od zabetonowania ustawodawca nałożył na organy samorządu terytorialnego, a z drugiej przesądził, że tylko 10% wypływów z tego tytułu zatrzymuje sobie JST. Reszta, czyli 90% ma trafiać na konto Wód Polskich. Zdaniem wielu burmistrzów, taki podział środków nie gwarantuje nawet pokrycia kosztów pracy, jaką trzeba włożyć w wymiar tej należności. To oznacza, że JST nie są przesadnie chętne wykazać się aktywnością na tym polu. Nie mniej jednak, widmo postawienia zarzutów na gruncie Kodeksu karnego skarbowego i ryzyko zapłaty z odsetkami od zaległości podatkowych – to czynniki, które zaczynają wpływać dyscyplinująco na samych „podatników”.